sobota, 21 grudnia 2019

#potworki #święta #christmastime #rodzina #podarunki #prezenty #pomoc

W starym lesie nadszedł moment, na który czekało wiele jego mieszkańców. Najprzyjemniejszy czas w roku, kiedy w oknach błyszczą światełka, a honorowe miejsce pokoju zajmuje choinka. W każdym kąciku mieszkania czuć zapach przyprawy piernikowej, cynamonu i goździków. Ta przepiękna nuta unosi się w powietrzu i sprawia że mały domek staje się jeszcze bardziej przytulny. Bo święta to właśnie taki czas ciepełka i miłości. Potworki dobrze o tym wiedzą. Każdy z  nich w tym czasie stara się zrobić jakiś dobry uczynek.

Babcie najczęściej robią na drutach szale i czapeczki. Rozdają je sąsiadom, przyjaciołom, a także tym którym po prostu marzną uszka. Mamy pieką najlepsze ciasta, którymi częstują wszystkich wokół. Tata oferuje swoją pomoc w naprawach, zawieszaniu lampek, czy dekoracji. A dzieci potworki... cóż one miewają różne pomysły. Niektóre oddają swoje zabawki, rysują dla innych kolorowe laurki.

Józia krzątała się po kuchni. Była podekscytowana zbliżającymi się świętami. Lecz jeszcze bardziej niż radość odczuwała strach przed tym, że nie zdąży z wykonaniem swojego świątecznego, dobrego uczynku. Nie wiedziała komu powinna pomóc, w jaki sposób to zrobić. Pomysły kłębiły się w małej główce Józi. Postanowiła, że porozmawia o tym z ciocią Różą. Ciocia ta była jedną z najlepszych doradczyń w całym starym lesie. Zawsze wiedziała jak pomóc innym potworkom.
"Ciociu, nie wiem co mogę zrobić, aby spełnić swój świąteczny uczynek. Boję się, że nadejdą święta a ja nadal go nie wykonam. Podpowiedz mi co powinnam zrobić. Nie mam nic co mogłabym dać"- westchnęła Józia.
"Mylisz się moje dziecko. Chodź ze mną a się o tym przekonasz."

Nie minęło pięć minut, a potworki przeniosły się w zupełnie inne miejsce. Tym razem stały przed jednym z opuszczonych domów. Mieszkanie to nie było jednak puste, tak jak zdawało się wszystkim dotychczas. Zamieszkiwał je  bowiem jeden z najstarszych potworków lasu.
"Co widzisz Józiu?" zapytała ciocia Róża.
"Widzę... ach tak już wiem co widzę. Tam w środku ktoś jest. Ojejku ten ktoś jest tam zupełnie sam i on tak, on nie ma choinki. Czy on nie obchodzi świąt? Czemu nikt go nie odwiedził ?" dopytywała Józia.
"Widzisz Józiu niektórzy nie obchodzą świąt, gdy nie mają ich z kim obchodzić. Wtedy nie stroją choinki, anie nie pieką ciasteczek a czas świąteczny spędzają całkiem sami w pustych mieszkaniach" odpowiedziała jej ciocia.
" Ale tak bez pierniczków? " wzdychała Józia.

Ciocia Róża zabrała Józię w jeszcze jedno miejsce.
Tym razem stały obie przed budynkiem gdzie w oddali można było zobaczyć piękną choinkę z mieniącymi się światełkami, suto zastawiony stół , piękne ozdoby, a w  powietrzu unosił się zapach ciastek. W kącie siedziała jednak mała dziewczynka, skulona była pod stołem. Swoimi małymi rączkami zasłaniała buzię, a z oczu kapały jej łzy.
"Co się wydarzyło ciociu?"
"Widzisz dziewczynka ta ma dużo lalek, piękny pokój , ale brakuje jej kogoś  z kim mogłaby się pobawić"
Józia westchnęła tylko głęboko.
Róża wraz z Józią wróciły do domu, bo zbliżał się czas podjęcia decyzji dotyczącej świątecznego uczynku.
"Czy wiesz już co możesz podarować innym Józiu ?" zapytała Róża
" Czy chodzi o to by dać siebie ciociu ?"
"Właśnie tak. W świętach nie chodzi o to ile prezentów kupisz, ile jedzenia przygotujesz. Najważniejsze jest aby poświęcić czas dla drugiej osoby, dzielić się z nim tym co mamy najcenniejszego. "
Józia przemyślała słowa cioci , a  nazajutrz pojawiła się w domu dziewczynki, aby się z nią pobawić a pod domem starszego potworku zostawiła świąteczne pierniczki.

czwartek, 28 listopada 2019

#jesień #potworki #poryroku

Jak co dzień, także i dziś Mirek siedział przy oknie w pokoju. Swoje małe ręce ułożył na parapecie, pomiędzy nie wsunął głowę, a na plecy zarzucił sobie wełniany koc. Potworek patrzył przez szybę swojego okna. Krople deszczu spływały po zmarzniętej szybie, ciemne chmury królowały na niebie, a w powietrzu hulał wiatr. Potworek zasmucił się bardzo tym widokiem " Jeszcze tydzień temu było tak ładnie" pomyślał, westchnął głęboko i położył się do łóżka. Długo nie mógł jednak zasnąć zastanawiając się dlaczego dni nie są już tak ciepłe i przyjemne jak wcześniej. Smucił się tym, że  nie wyjdzie na dwór pograć w piłkę i pobawić się wśród drzew. Martwił się jeszcze przez dłuższą chwilę gdy nagle spłynął na niego sen, powieki potworka opadły na dół. Po kilku minutach słychać już było tylko ciche pochrapywanie, a w głowie Mirka pojawiły się marzenia senne. 

Był środek kwietnia. Na dworze świeciło słońce, na drzewach zieleniały liście, trawa wydawała się tak piękna, mocna i zdrowa. Kilkoro chłopców biegało teraz po niej goniąc motyle. Tak, to była wiosna, czas kiedy cały świat wybudził się do życia, a ciepłe powietrze zachęca do zabawy na dworze.  Potworek zobaczył małe niedźwiadki, które wychodzą za mamą z gawry i kaczki które uczyły się pływać. Zachwycał się tym widokiem, nasycał nim swoje oczka, chciał jak najdłużej zostać w tym  miejscu. Jednak po chwili zmienił się obraz w jego śnie.

Słońce górowało wysoko na niebie, starsze już teraz niedźwiadki biegały same po lesie, dzieci bawiły się w ciepłej wodzie.  Na drzewach pojawiły się soczyste, ogrzane promieniami słońca owoce Cała przyroda żyła teraz jeszcze szybciej niż wcześniej, a na twarzach potworków widniała radość . “Witaj lato!: krzyknął potworek. Lecz jego słowa poleciały daleko, a sam przeniósł się znów do innego miejsca. 


“Brr, zimno” pomyślał Faktycznie, na dworze padał deszcz, a temperatura była niska. “Tak, to znowu ta ponura jesień, nikt się nie bawi ani nie cieszy” powiedział potworek. Po chwili ujrzał jednak niedźwiadki, które wchodzą do swojej gawry. Powędrował więc za nimi. Ujrzał małe, średnie i te całkiem duże niedźwiedzie, które układały się do snu. Obok gawry stały drzewa, na niektórych liście były już całkowicie żółte, a na innych nie było ich już wcale. Mirek ze smutkiem patrzył na ten obraz nielubianej pory roku. Nieoczekiwanie jednak spotkał liski. Lisiątka bardzo nie chciały kłaść się spać, więc lisia mama tłumaczyła im dlaczego to konieczne. Pani lis opowiadała swoim dzieciom o tym, że gdy opadają już liście, na dworze robi się zimniej, to znak że czas już na odpoczynek. Wtedy dużo zwierząt zasypia w swoich domkach, aby mieć siłę na nadchodzącą wiosnę, a drzewa szykują się do ponownego owocowania. I tak dzięki temu, gdy nastaną ciepłe dni, wszyscy mają ochotę na zabawę. Słysząc to, Mirek zrozumiał dlaczego jesień jest ważna , zobaczył, że jest to czas odpoczynku dla przyrody.
 
Nastała więc ostatnia już zmiana obrazu. Potworek ujrzał zaspy śniegu, w norach, czy gawrach spały zwierzęta, a w domach potworki piły herbatę z miodem. Cały świat otulony był kołderką i oczekiwał nastania wiosny. 

Mały potworek również był przykryty kołderką i śnił teraz o kolejnych przygodach. Na jego ustach był uśmiech, a w pokoju słychać było nadal ciche pochrapywanie.

poniedziałek, 4 listopada 2019

W starym lesie nadszedł wreszcie ten dzień gdy małe, niedawno urodzone potworki opuszczały drzewo narodzin. Oznaczało to, że od dzisiaj stają się one bardziej samodzielne i będą mogły uczestniczyć we wszystkich codziennych i niecodziennych historiach z życia mieszkańców lasu. Aby jednak to się stało małe potworki muszą przejść specjalne testy, które sprawdzają gotowość do samodzielnego życia.
W drzewie narodzin od samego rana panowało wielkie poruszenie. Każdy z potworków, które dzisiaj miały opuścić to miejsce, przygotowywał się do testów, które miały nastąpić dzisiejszego popołudnia. Wśród oczekujących znajdowała się Mania i Kalina. Dziewczynki były od początku dobrymi koleżankami. Spędzały ze sobą bardzo dużo czasu. Mania była starsza od Kaliny o pięć minut. Obie urodziły się, jak każdy potworek w drzewie narodzin starego lasu i spędziły tam 5 lat. Poświęciły więc dużo czasu na wspólne rozmowy czy zabawy. Znały swoje mocne i słabe strony. Mania i Kalina tego dnia miały przekonać się jak silna jest ich przyjaźń i czy przetrwa najtrudniejsze doświadczenia. Do tego czasu brakowało jednak kilka godzin. 
Dziewczyny przygotowywały się starannie do wydarzeń, które miały mieć miejsce już za parę chwil. Potworki te małe i te całkiem duże pojawiły się na srebrzystej polanie. Małe dzieci ustawiły się w pierwszym rzędzie. Rządek ten przypominał trochę krzywy płotek od domu, bo małe potworki różniły się wzrostem. Różnice te wynikały z tego jak dobrze się odżywiali, a także z tego jak wiele wykonywały specjalnych ćwiczeń. Najwyżsi jedli dużo kory z brzozy i codziennie rano wykonywali serię podskoków i fikołków, które wzmacniały ich mięśnie. 
Mania i Kalina były jednymi z najwyższym maluchów. Obie starannie przygotowywały się do zawodów. Gdy nastał dzień weryfikacji umiejętności bardzo chciały wypaść jak najlepiej. 
Pierwszą z konkurencji było wspinanie się na drzewo. Każdy z maluchów musiał jak najszybciej pojawić się  na samym szczycie. Cel był bardzo wysoko, ale żaden z uczestników nie zamierzał się poddać. Minuty mijały a potworki przesuwały się coraz wyżej i wyżej. NIe każdy jednak radził sobie dobrze. Niektóre słabsze dzieci zostawały całkiem w tyle, były też takie które radziły sobie niczym ninja. Na czele stawki stanęli Mania , Kalina i Radek. W głowie dziewczynek zajaśniał plan, aby pozbyć się przeciwnika. Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. Mania mrugnęła lewym okiem i zabrała się do pracy. Potworki zaczęły wspinać się coraz szybciej, a drzewo stawało się coraz węższe, przybliżyły się więc do siebie znacznie. Zaczął się moment największej rywalizacji, dziewczyny przeszły do  wdrażania swojego okrutnego planu. Kalina wyjęła z torby sok z brzozy, jednak nie zamierzała go pić. To nie tak, że zgłodniała podczas zawodów. Napój ten miał posłużyć jej do całkiem innego celu. Wspięła się więc teraz wyżej niż pozostali, odkręciła zakrętkę z butelki i rozlała ciecz na drzewo. Sok rozpłynął się po gałęziach i zalał całą lewą stronę. W tym momencie Kalina i Mania przeskoczyły na prawo, aby uniknąć zagrożenia. A Radek, ach tak, Radek przykleił się na dłuższą chwilę co uniemożliwiło mu szybkiego dotarcia na górę. Konkurencję wygrała Kalina. A obie dziewczyny przybiły sobie piątki za to, że ich plan tak świetnie się powiódł.
W następnych konkurencjach plan potworków się powtarzał. Każdorazowo dziewczyny robiły wszystko by wygrać i tak też się działo. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że w ostatniej konkurencji rywalizację podjęły już tylko dwie osoby - Kalina i Mania. Dziewczyny dotychczas współpracujące ze sobą, teraz nastawione były na zwycięstwo. 
Ostatnią z konkurencji był bieg przez przeszkody, które znajdowały się od siebie w równych odstępach. Różniły się one poziomem trudności. Kalina i Mania ruszyły, gdy tylko najstarszy z rodu potworków uderzył w gong. Dziewczyny prześcigiwały się, na twarzach malowało im się zawzięcie i nieustępliwość. Potworki, które wcześniej razem stawały przeciwko innym, teraz stanęły przeciwko sobie. Mania, biegnąca za Kaliną, niewiele myśląc, rzuciła w przyjaciółkę szyszką. Kalina potknęła się i upadła na ziemię. To był odpowiedni moment aby przyspieszyć kroku i oddalić się nieco. 
Mania była już blisko mety, ale coś nie pozwoliło jej do niej dobiec. Ona również otrzymała strzał od koleżanki szyszką. Dziewczyny leżały więc obie na ziemi nie mogąc się ruszyć. Po chwili zbliżyły się do siebie. Popatrzyły na siebie z uśmiechem. “Przepraszam” wyszeptały równocześnie. Do mety dobiegły razem, a ten dzień przeszedł do historii jako pierwszy dzień ich przyjaźni.

piątek, 30 sierpnia 2019

Pewnego słonecznego dnia Amiś postanowił, że chce zamieszkać z dala od swojej potworkowej rodziny. Był bardzo zły na wszystkich jej członków, ponieważ uważał , że kompletnie go nie rozumieją. Amiś wierzył, że będąc sam stanie się w końcu szczęśliwy. Postanowił, że wyruszy na północ od potworkowego lasu. W tych okolicach znajduje się mała, opuszczona chatka, którą zamieszkiwały niegdyś niedźwiadki. Chatka ta wiele lat temu była bardzo piękna, teraz jednak nikt jej nie odwiedza. 
Amiś swoją przygodę zaczął od spakowania walizki. Nie wiedział czy jeszcze kiedyś zobaczy potworki, postanowił więc, że zabierze wszystko co ma. Do małej torby spakował swoje ubranka, ulubiony kapelusz, koc który miał go ogrzewać i kilka rodzinnych pamiątek. Jedną z pamiątek były odciski łapek, które zrobili wszyscy członkowie rodziny jeszcze gdy Amiś był małym szkrabem. Potworek do swojej torby wrzucił także trochę jedzenia między innymi korę. Popatrzył na swój pokój. Westchnął… Wiedział, że może przyjść moment, w którym za nim zatęskni. Amiś nie wycofał się jednak ze swojego planu. Schował swoją torbę pod łóżko i postanowił, że wyruszy gdy tylko wszyscy zasną. 
Mijały godziny, Amiś wpadł w wir codziennych zajęć. Pomagał rodzeństwu zbierać rośliny  i zioła, które pachniały wiosną. Ugotował wraz z babcią zupę pomidorową dla całej rodziny. Amiś wiedział, że to jego ostatnie takie przygotowania. Łzy napływały mu do oczu, jednak chciał trzymać się swojego planu. 
Wczesnym wieczorem wrócił do swojego pokoju , rozejrzał się raz jeszcze po nim, a gdy już usłyszał pierwsze chrapanie po cichutku wyjął torbę spod łóżka. Przeczesał swoje futerko energicznie i wymsknął się bezszelestnie z pokoju. Mijał kręte korytarze domku, przemierzał je bezdźwięcznie jak  mała myszka. Po paru minutach szybkiego marszu, udało mu się opuścić drzewo. Było już bardzo ciemno, nad głową Amisia błyszczały gwiazdy, a potworek z zachwytem się im przyglądał. Gwiazdy przypominały mu różne zwierzęta, które poznał. Potworek ruszył ochoczo w drogę. Mijały minuty, godziny. Amiś oddalał się od domu coraz bardziej. Wiedział, że teraz nie ma już odwrotu. Noc stawała się coraz ciemniejsza, wszelkie istoty mieszkające w starym lesie zapadły w głęboki sen. Amiś bał się okropnie ciemności. Dreptał teraz po cienkiej dróżce położonej pomiędzy gęstymi drzewami,
Amiś poczuł ukłucie w serduszku. Takie dziwne uczucie jakby coś było nie tak, ale  nie wiedział co to. Zignorował więce to uczucie i szedł dalej. 
Potworek położył się spać po kilku  godzinach marszu, był już zbyt zmęczony by iść dalej. Przycupnął pod drzewem i okrył się liśćmi niczym jeż. Po kilku minutach jego powieki były już na tyle ciężkie by opaść wprost na oczy. Jego ciało ułożyło się teraz najwygodniej jak tylko mogło, a w jego głowie zaczęły pojawiać się marzenia senne. 
Amiś w pierwszym śnie widział swoją rodzinę. Najpierw w jego główce pojawiła się mama. Ta sama, która co dzień robiła mu śniadania. Na śniadankach w rodzinie potworków codziennie były placki z cukinii i kora brzozowa polana miodem. Dieta ta jest bogata w witaminy i dodaje dużo siły. Mama w śnie Amisia krzątała się po kuchni pełnej malutkich szafeczek. W każdej szafeczce znajdowały się skarby. W jednej z nich leżały małe dzbanuszki. Każdy dzbanuszek to podróż wujka Stefana. Wujek przywoził różne przedmioty z odległych zakątków świata. Dzbanuszki były dekorowane małymi gwiazdeczkami. Niektóre miały namalowane całe konstelacje. Używane były tylko podczas szczególnych uroczystości jak Dzień Malinowych Duszków.. W kolejnej szafeczce znajdowały się kolorowe nici, którymi babcia Ela zaszywała wszelkie dziury. Małe potworki uwielbiały bawić się w rozrzucanie kłębków po całej kuchni, co denerwowało wszystkich dorosłych domowników. W kolejnych szafkach znajdowały się pudełeczka z guzikami, ozdobne talerzyki, pocztówki i listy. Mama Amisia spędzała bardzo dużo czasu w kuchni, bo uwielbiała gotować. Tak też było w tym śnie. Klusia biegała pomiędzy szafeczkami by przygotować obiad dla całej gromadki. Nagle pojawiła się babcia. “To już kolejny rok jak nie ma z nami Amisia, nie wiem co mogło się stać” powiedziała do mamy. Klusia rozpłakała się tylko cichutko. Łkały tak dłuższy moment a potem wróciły do swoich obowiązków. 
Amiś obudził się przestraszony. Chciał pozbyć się nieprzyjemnego uczucia jakie zostało po jego śnie. Położył się więc znowu i zasnął. W jego głowie pojawił się kolejny sen. Tym razem widział tatę. Gienio naprawiał krzesełko w przedpokoju. Nagle do drzwi zapukał listonosz. Przyniósł Gieniowi zaproszenie. “To zaproszenie na zawody. Można pościgać się w tych śmiesznych, małych samochodzikach. Pewnie pół lasu się pojawi. Najważniejsza kategoria to ta dla ojca i syna” opowiadał rozradowany listonosz. Gienio westchnął tylko po cichu. 
Amiś obudził się po raz kolejny, tym razem ponowne zaśnięcie zajęło mu więcej czasu. Kolejny sen był jeszcze gorszy. Amiś widział stół ,suto zastawiony. Pomyślał, że to jest pewnie jakieś ważne święto. Na stole stały małe filiżanki, po trzy talerzyki , widelczyk, salaterki, ozdobne łyżki  i wazy. Wszyscy domownicy zasiedli do stołu, rozmawiali, wspólnie biesiadowali. Na twarzach mieli wypisany uśmiech. Ciepło rodzinne buchało w każdym kąciku pokoju. Panowała idealna harmonia. Uwagę Amisia przykuło jednak jedno wolne miejsce. Pusty talerzyk, szklanka, niezajęte krzesło, które jakby czekało na kogoś. Na krześle leżał mały kocyk. Kocyk ten przypominał Amisiowi coś, jakąś sytuację, jednak potworek nie mógł sobie przypomnieć co to takiego było. Po chwili nastała cisza, a ktoś przy pustym miejscu postawił ramkę ze zdjęciem. Na zdjęciu znajdował się mały potworek. Amiś popatrzył raz jeszcze na kocyk. Przeczytał szybko napis który znajdował się na jego dole wyszyty złotymi nitkami. “Do tulenia dla Amisia od babci” . Wtedy potworek zrozumiał, że to on znajduje się na fotografii, jego jest kocyk, a puste miejsce symbolizuje jego odejście. 
Tym razem Amiś obudził się na dobre. Poczuł w serduszku znowu to samo ukłucie. Tym razem wiedział jednak co ono oznacza. Wstał z ziemii, poprawił kapelusz i ruszył powrotną drogą do domu. Potworek uświadomił sobie, że nie potrafi żyć sam, a tęsknota za rodziną jest bardzo duża. Podreptał więc do mieszkanka. Zastał  tam śpiących domowników. W kuchni zobaczył jednak coś niezwykłego z jednej szafeczki wystawała kolorowa serpentyna i ozdoby, Amiś pomyślał chwilę i przypomniał sobie, że jutro są jego urodziny. Otarł łzę na policzku i powędrował do łóżka.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Potworki obchodzą swoje święta. Jedno z nich to święto malinowych duszków. Malinowe duszki pojawiają się raz do roku na niebie w starym lesie. Są one  widoczne jednak tylko z zielonego pagórka. Zielony pagórek to takie duże wzniesienie, które znajduje się na środku starego lasu. Podobno powstało dzięki zwierzętom, które nazywają się ryjkami. Ryjki zamieszkiwały las jeszcze przed pojawieniem się potworków. Żywiły się drobnymi roślinami, pędami, korzeniami i małymi zwierzątkami. Kopały w ziemi, a właściwie ryły w niej pyszczkami w poszukiwaniu jedzenia. Ryjki mają jednak słabą pamięć, więc przekopywały jedno miejsce kilka razy. I tak oto w lesie powstały wzniesienia, a największe z nich to zielony pagórek.
 Każdego trzeciego dnia, szóstego miesiąca w roku potworki spotykają się na pagórku i oglądają duszki. Duszki mają magiczne moce, a ich obecność zawsze przynosi coś niespodziewanego. Przynoszą prezenty prawie jak święty Mikołaj. Te prezenty mają jednak szczególną wartość. Nie są to zabawki, czy jedzenie, a umiejętności bądź cechy charakteru. Duszki patrzą więc na to, co potworki mają w serduszkach. 
Do święta malinowych duszków zostały tylko dwa dni. Każdy potworek próbował się do niego jak najlepiej przygotować. Potworek Krzysiu, bardzo chciał uzyskać jakiś dar od duszków. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby wyróżniać się na tle innych potworków. Krzysiu sprzątał swoje małe drzewko przez kilka godzin. Po upływie tego czasu każdy kąt lśnił czystością. Chciał również tak jak większość potworków upiec malinowe ciasto. Podróż po maliny była jednak niebezpieczna, gdyż rosły one hen wysoko nad przepaścią. Krzyś chciał jednak zaryzykować, bo od wielu lat widywał malinowe duszki, ale jeszcze nigdy nie otrzymał od nich prezentu. Poszedł więc po pomoc do Artusia. Artuś zgodził się uczestniczyć w wyprawie po maliny następnego dnia. Uradowany potworek wrócił do domu.
 Krzyś liczył, że duszki docenią jego starania, jednak gdy wrócił do swojego mieszkania zasmucił się ogromnie.  Cały jego wysiłek poszedł na marne. Zastał w domu okropny bałagan. Na ziemi było porozrzucane jedzenie, sterty tkanin leżały na krzesłach. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. „Kto to zrobił”- krzyknął Krzysiu. Wszyscy mieszkańcy drzewa byli zdziwieni jego zachowaniem. Nie wiedzieli dlaczego się tak złości. „Zniszczyliście moją pracę, jak mogliście. Przez was malinowe duszki nie dadzą mi nic. A tak się starałem..” powiedział  z bólem. „Krzysiu porządek w domu nie jest najważniejszy, duszkom nie zależy na tym. Ważniejsze co masz w sercu”- powiedziała mu ciocia Krysia. Krzysiu obraził się jednak na całą rodzinę. I wyszedł z domu. 
Było już późno, na dworze robiło się ciemno, a potworek błąkał się po lesie.  Gdzieniegdzie słyszał odgłosy zwierząt, ptaków. Echo niosło pohukiwanie sowy. Potworek bał się nieco, więc przyspieszył kroku. Nagle zza krzaków wybiegła wiewiórka, Krzysiu nie widząc w ciemności co to za zwierzę zaczął szybko biec. Biegł  wąską dróżką wysłaną kamieniami. Zdyszany zatrzymał się po kilku minutach przy drzewie. Jego oddech był ciężki, sapał i sapał. Krzysiu bał się już wtedy bardzo i chciał wrócić do domu. 
Ale co to… przecież to pole malinowe. Okazało się, że tuż przy stopach Krzysia była przepaść, a nad nią  rosły krzewy malinowe. Potworek wiedział, że musi je zerwać. Rozłożył więc gałązkę nad przepaścią, potem kolejną i kolejną. Zbudował solidny most, po którym mógł przesunąć się bliżej krzewów. „Skąd wezmę linę?” myślał. Krzysiu spojrzał do plecaka. Na jego dnie znajdowała się lina pozostawiona przez Artusia. „Obwiążę się nią, a potem zejdę na dół” Jak pomyślał, tak też zrobił.
 Krzysiu czuł jak jego ręce i nóżki się trzęsą. Schylił się delikatnie w stronę malin. Wyciągnął ręce jeszcze troszkę. Jego zdobycz była już blisko. Zerwał maliny szybkim ruchem. Jednak jego nóżki zachwiały się i prawie by spadł gdyby nie pojawił się nagle Artuś. Złapał on Krzysia za rękę i przyciągnął do siebie. „Krzysiu dlaczego sam zbierasz maliny i to w dodatku gdy jest tak ciemno?” zapytał. Krzysiu spojrzał gniewnym wzrokiem na Artusia „Bo ja sobie sam ze wszystkim potrafię poradzić. Wcale nie musiałeś mi pomagać” odpowiedział mu Krzyś i szybkim krokiem się oddalił. Po kilkunastu minutach marszu Krzyś dotarł do domu, odłożył maliny na stole, a sam położył się spać.  Tej nocy śniły mu się malinowe duszki. Wyobrażał sobie jak pojawiają się na niebie, chwalą go przed wszystkimi i dają prezenty. Widział też jak wręcza im malinowe ciasto, które upiecze następnego dnia. Śnił o podziwie przyjaciół, o tym jak wszyscy będą mu zazdrościć. Krzysiu spał bardzo długo i uśmiechał się lekko przez sen.
 Rankiem gdy zaświeciło już słońce wszystkie potworki krzątały się po mieszkanku. Piekły malinowe ciasta, sprzątały dom. Dziewczyny przymierzały najładniejsze stroje. Każdy wiedział, że tej nocy wydarzy się coś wyjątkowego. Wszyscy oprócz Krzysia byli już na nogach. Potworek obudził się dopiero po południu, postanowił że od razu upiecze ciasto. Jednak gdy zszedł do kuchni zdziwił się okropnie. Jego maliny wyglądały na zepsute. Były bardzo pomarszczone i miały białe plamki. „Co teraz robić?” pomyślał Krzysiu. Potworek nie mógł odpuścić , przecież duszki pojawiają się tylko raz do roku. Postanowił, że weźmie trochę malin od innych potworków „Przecież nikt tego nie zauważy” powiedział do siebie.   Krzysiu upiekł pyszne ciasto malinowe. Z radością schował je do szafki i poszedł do swojego pokoju. W tym momencie do kuchni weszła Zosia i zobaczyła, że w jej koszyczku brakuje malin. Wiedziała, że przez to jej ciasto będzie niepełne. Nie wiedziała kto mógł ukraść owoce. Zasmuciła się nieco, jedna nic nie mogło jej zepsuć tego święta.
 Powoli dzień zbliżał się do końca. Na niebie pojawił się Księżyc i gwiazdy. Potworki zapaliły małe lampki i powędrowały na pagórek. Każdy wyglądał odświętnie i nad wyraz czysto. Potworki przeczesały wcześniej swoje futerka. Małe potworki stały z przodu zaciekawione. One po raz pierwszy miały ujrzeć malinowe duszki. Starsi trzymali się raczej z dala. Krzysiu stanął tuż za maluszkami. Trzymał w rękach z dumą swoje malinowe ciasto. Wierzył, że tym razem malinowe duszki będą dla niego hojne. Na niebie błysnęła pierwsza kropka, a za nią kolejne. Pojawił się złoty wóz z pięknymi brylantowymi kołami. Pary duszków wysiadały z niego i tańczyły wokół siebie. Duszki zatrzymały się przy zgromadzonych i serdecznie ich przywitały. Nastąpiła uroczyste odśpiewywanie potworkowych pieśni. Potworki rozmawiały z duszkami o przyszłości, prosiły je o rady. Duszki wiedziały wszystko co wydarzy się niedługo. Po kilku godzinach jeden z nich powiedział „Teraz możecie dać nam swoje ciasta, wybierzemy które z nich jest najlepsze”. Duszki przez kilka minut próbowały każdego z wypieków, gdy nagle jeden z nich powiedział „Choć kradzione podobno nie tuczy, to jednak twe serce zajmuje, ciasto z kradzionych malin bardzo mi nie smakuje.” Spojrzał srogo na Krzysia. Potworek czuł jak na jego policzkach pojawiły się duże rumieńce. Wszystkie potworki patrzyły teraz na Krzysia. „Ukradłeś te maliny Krzysiu?” Potworek czuł się bardzo źle. Przeprosił wszystkich i opowiedział im dlaczego to zrobił.”Krzysiu, gdy czegoś bardzo żałujemy to nie znaczy, że nasza wina się zmniejsza. Jednak warto liczyć na to, że inni nam wybaczą” Potworki jeszcze przez jakiś czas rozmawiały z duszkami. Krzysiu trzymał się z boku. Było mu przykro, że tak postąpił. Nadszedł w końcu moment pożegnania z Duszkami. Dały kilku potworkom prezenty. Renia otrzymała umiejętność smacznego gotowania, a Jasiek celnego strzelania do celu. Krzysiu zaś otrzymał nad wyraz potrzebną cechę. Duszki obdarzyły go sprawiedliwością i umiejętnością dobrego podejmowania decyzji. Szast prast, zabłysnęła kropka, później kolejna. Nadjechał wóz i Duszków już nie było.

poniedziałek, 29 lipca 2019


Mały Rysiu błąkał się po lesie. Rysiu to potworek z rodziny Astrowych. Astrowi to bardzo szanowana rodzina w naszym lesie. Mieszkają w norze w piątym magicznym drzewie. Tak, tak drzewa naszego lasu są magiczne. Co robią? Pierwsze magiczne drzewo daje nam wodę. Tak naprawdę to nie jest zwykła woda, ponieważ ma ona moc uzdrawiania chorych lub rannych. A tych u nas co nie miara. Potworki uwielbiają skakać po drzewach, bujać się na gałęziach i spadać z nich z wielkim hukiem. Jak inne zwierzęta lubimy także czasami powojować. Kłócimy się o sprawy błahe i o te całkiem ważne. Najważniejsze jest dla nas potworków jedzenie. Uwielbiamy suche resztki kory, skroplone miodem. Pycha. Aż ślinka leci mi z pyszczka. Prawdziwym frykasem są dla nas jednak bratki. Maleńkie kwiatuszki nie kwitną jednak przez cały rok i o nie w większości przypadków wojujemy. Ale, żeby nie było że jesteśmy kłótliwym gatunkiem. Nie, nie. Jedną z rzeczy które lubimy nad wyraz jest przytulanie. Lubimy ciepełko innych osób. Mamy super miękkie futerka. Jak na potwory jesteśmy bardzo mięciutcy i milusi. Wracając… Ach drzewa. Drugie drzewo to drzewo sprawiedliwości. Pomaga nam rozsądzać spory. A te pojawiają się na przykład wtedy gdy zostaje ostatni łyk pysznego miodku. Ach my potworki naprawdę kochamy jeść.
Trzecie drzewo to drzewo narodzin, tam rodzą się wszystkie małe potworki. Zostajemy tam kilka miesięcy po narodzinach. Drzewo daje wszystko co potrzebne małym brzdącom. Na najwyższej gałęzi produkowane jest mleko dla bobasków. Niżej znajdują się specjalne zioła, które przyspieszają rozwój potworków. Drzewa od czwartego do dziesiątego to magiczne drzewa zamieszkane przez  różne rodziny potworków. Także jak już pewnie policzyliście mamy siedem rodzin potworków zamieszkujących ten stary las.
Rodziny zazwyczaj są miłe dla innych rodzin, choć wszyscy wyglądamy inaczej. Mamy także inne charaktery. Różnimy się długością ogonków, szerokością nosa czy futerkiem. Futerko to jedno ze sporów potworków. Każdy sądzi, że jego jest najpiękniejsze. Potworki lubią czesać swoje futerka, polerować je i czyścić. Wbrew wszystkim bajką jesteśmy bardzo czyści. Nie kąpiemy się w błocie, a w wodzie z płatkami kwiatów lub mleku z ziołami. Każdy potworek czyści się przynajmniej cztery razy w tygodniu to nakaz naszego wodza.
Wódz potworków nazywa się Zdzisiu. Jest już starszym dziadziusiem. Ma dziesięć wnuczek i dwunastu wnuków. Z tego co pamiętam ma trzech synów i trzy córki. Rodzina Zdzisia mieszka w drzewie numer siedem. Są bardzo szanowani i sprawują władzę od pokoleń. Zdziś pomaga obmyślać plan w razie zagrożenia ze strony dzikich zwierząt czy konfliktów z innymi gatunkami. Zaprowadza pokłócone potworki do drzewa sprawiedliwości i decyduje o podaniu wody z drzewka pierwszego chorym i rannym. Każdy zna Zdzisia i każdy oddaje mu szacunek. Nie ma plemienia, stada bez władcy. My mamy Zdzisia naszego przywódcę.
O czym ja to … ach zaczęłam opowiadać wam o Rysiu. Rysiu mieszka w drzewie numer pięć. To bardzo wysokie drzewo. Jest w stanie pomieścić całą czterdziestoosobową rodzinę Rysia. Rysiu ma dopiero sześć lat. Jak na potworka to bardzo mało. Rysiu lubi spędzać czas z rodzeństwem. Ma dziesięć sióstr i czternastu braci. Najczęściej bawią się nad rzeką. Nurkują pod wodą prawie tak dobrze, jak foki. Potworki kochają wodę, szczególnie te małe potworki. Oprócz zabawy nad wodą Rysiu lubi biegać po lesie i uderzać w drzewa. Zawsze wraca poobijany do domu. Jego mama nie raz krzyczy o jego siniaki na nogach czy rękach. Rysiu jest jednak dopiero brzdącem. Nie wie, dlaczego mama się złości, chce po prostu się bawić. Zabawa jest fajna, a siedzenie w domu nudne. Najgorzej jest gdy pada deszcz, wtedy mama zabrania wychodzenia z domu. Małe potworki nie boją się jednak deszczu.
Tak też było dzisiaj. Mały Rysiu wyszedł w deszczu na dwór. Błąkał się już pół godziny po lesie. Wiecie ile to jest pół godziny? To trzydzieści minut, tysiąc osiemset sekund. Nawet nie potrafię do tylu policzyć. W samotności to bardzo dużo czasu. Rysiu był ciekawski, dlatego chciał pochodzić w samotności po lesie i poszukać tajemniczego drzewa. Tajemnicze drzewo numer dwadzieścia. Co w nim było? Było to drzewo nauki. Każdy potworek, który przypadkiem na nie natrafił dostawał lekcję, porcję wiedzy, ciekawostek. Mały Rysiu niewiele wiedział o świecie. Chciał się dowiedzieć skąd na niebie jest księżyc, dlaczego ptaki latają, a on nie i czemu rodzice są tacy duzi. Miał tak naprawdę setki pytań, które chciał zadać drzewu. Nie wiedział tylko gdzie ono jest. Rozmawiał z mamą, tatą i praprababcią. Nikt nie chciał mu pomóc.
Rysiu szedł polną dróżką. Spacerował i spacerował. Po drodze liczył leżące na ziemi kamyki. Te ładniejsze podnosił i chował sobie do torby. Rysia nudziły długie podróże, dlatego zawsze próbował umilić sobie czas przy użyciu wyobraźni. Porównywał krzaczki z dużymi zwierzętami. Naśladował ich odgłosy. Biegał obok nich i uderzał w nie. Bawił się także, że jest piratem na morzu. Nie widział nigdy morza, słyszał tylko o nim historie pradziadka. Fascynowało go wszystko , co było wodą. Pradziadek Rysia mieszkał nad morzem zanim przeprowadził się do starego lasu. Pływał codziennie w słonej wodzie i odżywiał się rybami. Niekorzystna pogoda zmusiła Wiesia do przeprowadzki. Nad morzem bowiem zrobiło się bardzo zimno, a potworki kochają ciepło.  Rysiu bardzo dobrze pamiętał historie Wiesia i bardzo chciał zobaczyć kiedyś morze. Najbardziej chciał zebrać te małe muszelki. Nie wiedział dokładnie czym są, ale wiedział , że przypominają kamyczki wykonane ze skorupki. Rysiu bardzo lubił zbierać różne drobiazgi, a w szczególności kamyczki. Rysiu także dziś szedł i je zbierał. Mijał czas, a magicznego drzewa nie było widać. Mały potworek był smutny. Jego futerko nasiąkło od wody, a nóżki grzęzły w błocie. Nagle zahaczył o gałąź. Coś się otworzyło. „Co to może być?” pomyślał. Rysiu bardzo się przestraszył i chciał uciekać, ale ktoś zawołał go do środka.
Potworek wszedł do wnętrza drzewa. Było ono wprost ogromne. Miało z pięć różnych korytarzy , które prowadziły w różne strony. Który wybrać, co zrobić? Rysiu zawołał „Halo, pomocy” Odpowiedziało mu echo. Potworek stwierdził, że to świetna zabawa i zaczął nawoływać głośno przeróżne wyrazy. „Jestem Rysio, Rysio, Rysio..” Rysio śmiał się głośno i cieszył z tak dobrej zabawy. Nagle usłyszał inny głos niż swój, czy echo. Był to głos chłopca. Rysiu wiedział o istnieniu ludzi, ale nigdy ich nie widział. Chłopiec zawołał do siebie Rysia. „Jesteś w drzewie wiedzy, czego chciałbyś się dowiedzieć?” zapytał go chłopiec. Rysiu był zakłopotany tym pytaniem. Wszystkie pomysły uleciały mu z głowy. „Co to są uczucia…” wyszeptał tylko. Chłopiec chwycił za rękę potworka. „Pokażę ci po kolei każde z nich” powiedział mu chłopiec.
Zabrał go do domku gdzie mieszkała mała dziewczynka. Trzymała zepsutą lalkę. Od małej Barbie odleciały wszystkie elementy, bo ktoś na nią nadepnął. Dziewczynka płakała w kąciku. „To jest smutek” powiedział chłopiec „Ale co to za ciecz?” zapytał potworek. „To łzy, płyną gdy ktoś czuje się źle, na przykład jest smutny jak ona, smutek jednak mija. Chodźmy dalej” odpowiedział mu chłopiec.
Pojawili się na placu zabaw. Mali chłopcy biegali naokoło huśtawek , bawiąc się w rycerzy. Ich mama stała dumna w oknie, bo wyszło jej piękne ciasto. „Gdy jest nam dobrze, to wtedy czujemy szczęście bądź radość. Śmiejemy się, chcemy dzielić to uczucie z innymi. Jednak i ono szybko mija. Chodźmy dalej.” powiedział chłopiec.
Potworek nie mógł doczekać się kolejnego obrazu. Zobaczył jadący szybko samochód a w nim młodą dziewczynę. Samochód skręcił gwałtownie w lewo i prawie uderzył w drzewo. Dziewczyna na przednim siedzeniu nie odrywała rąk od twarzy. „Co ona robi?” zapytał Rysio. Chłopiec spojrzał na Rysia i opowiedział „ Boi się, czuje obawę przed tym, że samochód się rozbije. Gdy się boimy odczuwamy strach. Strach ma wiele rodzajów i wiele przyczyn. Powoduje, że nie możemy mówić i się ruszać, czasami motywuje do działania. Strach można jednak przezwyciężać , dlatego przemija. Chodźmy dalej”.
Potworek był pełen podziwu dla obrazów, które widział. Nigdy wcześniej nie słyszał o uczuciach, emocjach. Nie widział skąd się biorą i dlaczego się pojawiają. Jednak słuchając wyjaśnień chłopca wiedział, że też je odczuwa. Następny obraz to śpiewająca dziewczynka. Śpiewała tak pięknie i tak wysokim głosem, że zapierało dech w piersiach. Jej głosik był cienki, wysoki, radosny. Jej mama patrzyła na nią z podziwem, a w jej oczach można było dostrzec łzy. „ Płacze to znaczy, że jest smutna prawda? Nie podoba jej się pewnie ten śpiew.” Powiedział Rysio. „To nie smutek, to wzruszenie. Gdy coś podoba ci się bardzo wzruszasz się. Wzruszenie to coś co odczuwasz gdy jesteś bardzo szczęśliwy, coś zachwyca cię bardzo. Pani jest również dumna ze swojej córki. Dumę czujesz, gdy komuś się coś udaje, gdy ktoś ci bliski jest w czymś dobry. Gdy cieszysz się, że komuś tak dobrze idzie. Mama jest dumna, że córka tak świetnie śpiewa. Jednak duma też przemija. Chodźmy dalej.
Zobacz na tego chłopca” powiedział. „Zakrywa rękami twarz i płacze. Czy to znaczy, że się boi ?” zapytał Rysiu. „Tak chłopiec boi się reakcji mamy, gdyż zbił jej ulubiony wazon. Zobacz mama krzyczy na niego, odczuwa złość. Złość często pojawia się, gdy ktoś zrobi coś co nam się nie spodoba, towarzyszy jej smutek. Jednak złość znika tak szybko jak się pojawia. Chodźmy dalej.” Odpowiedział. Rysiu stawał się powoli zmęczony „  Daleko jeszcze ?” zapytał. „Poznasz jeszcze trzy uczucia” odpowiedział mu chłopiec.
Rysiu zobaczył nagle chłopca, który zbił sobie kolano „Płacze czy to znaczy, że odczuwa strach bądź smutek?” zapytał Rysiu.” „Nie, on odczuwa ból. Gdy się uderzysz, jesteś chory , czujesz się źle, to możesz odczuwać ból. Ból fizyczny da się przezwyciężyć, bądź zwalczyć lekami, chodźmy więc dalej” odpowiedział mu chłopiec.
„ Co widzisz Rysiu?” „Pani płacze, czyta list , zakrywa twarz. Czy ona jest smutna, zła czy przestraszona?” odpowiedział potworek. „Rysiu ona tęskni za swoim mężem który wyjechał kilka miesięcy temu na wojnę. Tęsknota to uczucie, które przychodzi gdy nie widzisz długo kogoś bliskiego. Bardzo pragniesz żeby był z tobą, ale to nie możliwe. Płaczesz , bo jesteś smutny. Boisz się, że nie zobaczysz go znowu. Tęsknota nie zawsze mija, na przykład wtedy gdy ludzie umierają i nie ma ich już z nami. Tęsknota jest, więc trwalsza od wszystkich innych uczuć, które widziałeś. Chodź, pokażę ci jeszcze jedno uczucie.” powiedział chłopiec.
Rysiu powędrował za chłopcem. Co zobaczył? Widział parę całującą się i tulącą. Spojrzał na biegające obok nich dzieci. Widział radość z tego, że są razem. Ujrzał troskę, gdy mężczyzna gładził kobietę bo brzuchu , gdzie było ich kolejne dziecko. Zobaczył dumę i wzruszenie w oczach ojca gdy chłopiec grał pięknie na fortepianie. Widział smutek i troskę w oczach matki, gdy córka się uderzyła. „Co to za uczucie ?” zapytał potworek. „Rysiu to uczucie, które jest silniejsze niż wszystkie pozostałe, które nie przemija. Wytrzymuje radości i smutki. Porażki i powodzenia nie są dla niej przeszkodą. Łączy wiele uczuć. To miłość. Jedno z najważniejszych uczuć, którym możesz obdarzyć drugą osobę” odpowiedział mu. Rysiu stał zdumiony. Kochał swoją dużą potworkową rodzinkę, ale nigdy wcześniej nie potrafił nazwać tego uczucia. Miłość, kochać …
„Nasza podróż dobiegła końca . Teraz wiesz wszystko o uczuciach” powiedział mu chłopiec. Potworek uradowany pobiegł do domu. Uderzył się po drodze w drzewo, ach ten ból. Minął siostrę , która zrobiła fikołka do wody „Jestem dumny” pomyślał. Zobaczył, że jest późno, czuł strach, że nie zdąży na kolację. Widział jak mama krzyczy na małego potworka „ Jest na niego zła, ciekawe co zrobił” pomyślał. Widział płaczącego potworka „czy to smutek ?” 
Czuł niezmienną radość, że wraca do domu. Wbiegł do drzewa i schodami udał się do stołu. Cała rodzina jadła już kolację „Kocham was wszystkich” krzyknął Rysiu i usiadł do stołu.

czwartek, 25 lipca 2019


Stary las za siódmą górą, hm może za ósmą, nie nie za szóstą górą zamieszkują potworki. Potworki to dziko żyjące osóbki. Tak, nazywamy się osóbkami. Kim właściwie jesteśmy? Jesteśmy puchatymi, malutkimi zwierzętami. Potworki zamieszkują ten las od bardzo dawna. Podobno pierwszy przyszedł do naszego lasu praprapra a może jeszcze jedno pra dziadek Teofil.
Dziadziuś Teofil był ogromną, puchatą kuleczką. Przynajmniej wszyscy go takiego pamiętają. Lubił zbierać tłuszczyk na zimę jedząc dużo kory. Później przez pół jesieni i całą zimę nie wychodził z domu, a właściwie z drzewa, które jest naszym mieszkankiem. Dziadziuś lubił siedzieć przy kominku sącząc sok z brzozy. Opowiadał wtedy wnuczętom historie z czasów jego młodości. Ile lat miał dziadek? Ciężko powiedzieć, bo jego opowieści sięgały hen daleko, dalej niż nasze sześć gór. Dziadziuś Teofil obdarzał miłością wszystkie potworki. Dbał o to, żebyśmy nie wychodzili na dwór gdy padał deszcz i przecierali zęby kawałkiem pnączy bluszczu. Przecieranie zębów jest bardzo ważne, aby były mocne i zdrowe. Ach bardzo tęsknię za dziadkiem Teofilem.
Wracając do historii potworków, jesteśmy tu od dawien dawna. Dziadek Teofil mieszkał na początku na północ od naszej wioski. Prowadził życie bardzo rozrywkowe, wszystkie zwierzęta znały dziadka. Teofil uwielbiał taplać się w błocie dla zabawy. Uwielbiam historie dziadka Teofila o księżycu i gwiazdach. Uważam, że gwiazdy mają magiczne moce, a potworki lubią magiczne moce.  Dziadek opowiedział mi jedną z historii zimą, gdy już śnieg przykrył swoim puchem całą okolicę. Wtedy potworki siedzą w swoich domkach i wiemy, że jest to czas na opowieści. A było to tak. Pewnej nocy, gdy było już bardzo ciemno, a wszystkie zwierzęta spały Teofil wraz z grupką swoich przyjaciół wybrali się nad rzekę. Usiedli razem nad brzegiem i patrzyli w ciemne niebo. Gwiazdy tej nocy świeciły bardzo mocno. Chmurki schowały się gdzieś daleko od nich. Gwiazdozbiory przypominały zwierzęta i rośliny. Jeden wyglądał jak dzika puma. Puma z wielkimi zębami. Grr to bardzo niebezpieczne zwierzę. Druga wyglądała jak bratki. Ślinka mi leci z pyszczka, bratki są przepyszne. Wiecie dlaczego je jemy? Mój wujek zerwał je dla cioci Asi. Ciocia Asia jest dużym łakomczuszkiem, dlatego nie wiedząc co to jest, zjadła je. Kwiatki posmakowały jej bardzo i od tego czasu jadamy je wszyscy w starym lesie.
Trzeci gwiazdozbiór wyglądał jak króliczki. To wcale nie jest prawda, że króliczki są bardziej miękkie od potworków. Księżyc świecił coraz mocniej. Teofil wraz z przyjaciółmi wybrali się w dół rzeki. I wtedy przytrafiło im się coś niesamowitego. Trawa mocno zaszeleściła, liście podniosły się w  górę , a z nich wyłonił się mały jelonek, który kazał im podążać za sobą. Jelonek pędził do przodu , tak szybko, że potworki musiały biec ile tylko sił w nogach. Teofil miał najdłuższe łapki dlatego był najbliżej jelonka. Reszta ciężko dyszała z tyłu, ale nie chcieli się zgubić. Zatrzymali się przy dużej skale. Skała mierzyła chyba z dziesięć metrów.  Na jej szczycie stał wilk. Wilk jak to zwykle robią wilki wył w kierunku księżyca. Jego wycie było słychać z daleka. Niespodziewanie księżyc stawał się coraz większy i większy. Potworki miały wrażenie, że przybliża się w ich kierunku. Odsunęli się przestraszeni. Nie widzieli takiego zjawiska nigdy przedtem. Teofil złapał za rękę Michasia i Marysię. Przyjaciele zastygli w bezruchu. Nastała cisza tak duża, że aż słychać było bzyczenie komarów. Komary nie zdawały sobie sprawy z powagi sytuacji i kąsały złośliwie potworki. Nagle nastała światłość. Księżyc przybliżył się teraz naprawdę mocno, a z jego wnętrza wyskoczyła postać. Był to starszy pan. Przypominał w połowie człowieka w połowie potworka. Był więc kimś pomiędzy naszym światem, a światem ludzi. 
Jak to zwykle bywa, magiczne postacie, pojawiają się w magicznych sprawach. Starsza postać zbliżyła się do Teofila „Witajcie, zostaliście wybrani do pełnienia ważnych funkcji” powiedział. Michaś spojrzał ponurym wzrokiem na postać „Co to właściwie oznacza?” zapytał. „Jeśli odpowiecie na kilka pytań i wykonacie moje polecenia, wskażę każdemu z was drogę, gdzie zapoczątkujecie populacje potworków i będziecie jej wodzami. Pytanie numer jeden: Jaki to zwierz a może roślina, co plamy na sobie te ma? Nie chodzi, nie je lecz daje schronienie.” Potworki nie wiedziały co to jest. Głowiły się, drapały po małych główkach. Teofil powoli tracił nadzieję. Nagle Marysia zaczęła biegać po lesie. Inne potworki patrzyły zdumione. „To brzoza , brzoza” krzyczała. Reszta potworków patrzyła na nią z podziwem , przecież odpowiedź była tak prosta. „Dobrze Marysiu. Odpowiedziałaś jako pierwsza, dlatego to koniec twoich zadań, udasz się na północ, znajdziesz inne potworki i zapoczątkujesz populacje w lesie nadziei.” powiedział jej starzec. Marysia była bardzo smutna, bo nie chciała się  rozstawać ze swoimi przyjaciółmi. Postanowiła, że zaczeka z nimi do końca, żeby móc się pożegnać. „Pytanie numer dwa. Maleńkie i słodkie. Marchewki zjadają, puszyste ogonki mają” Potworki czuły jak czas ucieka. Wyobrażały sobie w głowie dużą klepsydrę, w której piasek przesypuje się na drugą stronę. Nagle Michaś krzyknął „To króliki” „Bardzo dobrze Michasiu. Teraz czas na zadanie, musisz przynieść mi dużą gałąź z drzewa bukowego” powiedział starzec. Michaś popędził w stronę dużych drzew.
Teofil stał bardzo niezadowolony. Nie podobało mu się, że został ostatni. Nie potrafił przegrywać , bał się, że nie uda mu się odpowiedzieć na ostatnie pytanie i zostanie sam. Starzec widział, że coś trapi Teofila. „Nie zawsze bycie ostatnim oznacza przegraną Teofilu”. Oto pytanie dla ciebie. Smaczne, różowe, lasu to dary. W górę od słońca rosną i to nie są żadne czary. Chętnie je zjadamy bo ich słodyczą się zachwycamy.” Teofil zaczął główkować. Hmm co jest różowe. Rozmyślał nad przeróżnymi owocami, które spotykał w lesie. „Były takie owoce, te których nie lubię. Były takie małe, różowe. Tylko jak one się nazywały” myślał. „Teofilu, czas mija, ale zastanów się dobrze nad swoją odpowiedzią”. Teofil był zakłopotany, zawsze radził sobie dobrze w zgadywankach. Światło księżyca oświetliło jego twarz. Wraz ze światłem w jego głowie zaświeciła mała lampeczka. Znał już odpowiedź. „To maliny, to maliny” powiedział rozpromieniony. Starszy pan uśmiechnął się do niego „Bardzo dobrze sobie poradziłeś. Twoim zadaniem będzie przyniesienie kamienia, który znajduje się na szczycie tej góry. Musisz zdążyć dopóki nie pojawią się pierwsze promienie słońca”. Teofil pobiegł w drogę. Wspinaczka na szczyt była bardzo ciężka. Dziadek czuł, że może mu się nie udać, ale nigdy się nie poddawał. W drodze myślał nad tym jaka będzie jego nowa rodzina i dom. Smutno mu było, że rozstaje się z przyjaciółmi. Teofil po długiej wspinaczce dotarł na górę. Szczęśliwy dojrzał duży kamień, chwyciłł go do ręki. Gdy nagle pojawił się mały wilk. „Teofilu zanim weźmiesz ten kamień musisz odpowiedzieć na jeszcze jedno pytanie” powiedział mu wilk. Potworek był już bardzo zmęczony i nie chciał odpowiadać na żadne pytania, ale postanowił, że musi spróbować. 
„Ochroną jest dla drzewa niczym sukienka. Piękna dodaje mu , gdy na nie zerkasz. Przez niektórych zjadana, najchętniej gdy miodem polana” . Teofil nie wierzył w swoje szczęście. Pomyślał jeszcze przez chwilę i odpowiedział na pytanie „To kora drzewa”. Uradował się bardzo, bo jego odpowiedź była poprawna. Potworek wziął szybko kamień i powędrował w dół. Na dole czekał na niego już Michaś. Obaj oddali przedmioty starcowi. „Michasiu ty pójdziesz na wschód, zaś ty Teofilu na południe. Zbierajcie po drodze poznane potworki i zabierzcie je do swojego stada. Potworki stały na środku lasu. Nastała cisza, postać z księżyca zniknęła. Wiatr delikatnie rozwiewał futerka potworków. Wszyscy wiedzieli, że czas się pożegnać. Przytulili się czule i ruszyli w różne strony jak tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca. Dziadek Teofil szedł na północ podśpiewując pod nosem. Spotkał wiele potworków, które zabierał ze sobą. Wszystkim opowiadał niezwykłą historię jaka wydarzyła mu się tamtej nocy. Potworki chętnie do niego dołączały. Po kilku dniach znaleźli się na miejscu, w starym lesie. Było tam dużo drzew, a każde z nich to jedno małe mieszkanko. Potworki zasiedliły las. I taka oto jest nasza historia.   

Sen

       Pewnego słonecznego poranka, w Starym Lesie odbywały przygotowania do imprezy urodzinowej Moni. Wszystkie potworki pracowały więc bar...