czwartek, 26 sierpnia 2021

Sen

     Pewnego słonecznego poranka, w Starym Lesie odbywały przygotowania do imprezy urodzinowej Moni. Wszystkie potworki pracowały więc bardzo ciężko. Układały stoliki, przykrywały je śnieżnobiałym obrusem. Prały malutkie serwetki i rozkładały je na słońcu. Każde ręce do pracy były na wagę złota, lecz tym razem tak jak często, wśród błąkających się potworków brakowało Leosia. 
Leoś jest jednym z tych dzieci, które uwielbiają spać, zawsze i o każdej porze. Rzadko więc budzi się na czas i zazwyczaj mocno spóźnia się na śniadanie. Potworek jednak nie przejmuje się stygnącymi płatkami z mlekiem, lecz marzy, śni, śpi jak najdłużej jest to możliwe. 
Zazwyczaj z marzeń sennych wybudza go mama, głaszcząc go lekko po policzku. Leoś wtedy otwiera nie spiesznie oczy i prosi o jeszcze pięć minut snu. 
Tym razem jednak, gdy mama zbliżała się do pokoju syna, potworek stał już przy schodach. Czekał wyraźnie zniecierpliwiony, przecierając oczy. Mama spojrzała z niedowierzaniem na potworka, lecz powitała go szczerym uśmiechem. 
-Dzień dobry Leosiu, jak ci się spało?- zapytała. 
Leoś jednak, z wyraźnymi łzami w oczach, podszedł do mamy i mocno się przytulił. 
Potworki zeszły na dół pomóc reszcie przy pracy, lecz mamę nadal niepokoiło zachowanie syna. 
Leoś nie bawił się jak zawsze, nie jadł tak dużo jak zwykle, nie uśmiechał się tyle. 
Mama, więc podeszła do niego, złapała go mocno za rękę i spytała:
- Co się dzieje kochany? 
- Już nigdy nie pójdę spać mamo- odpowiedział.
-Dlaczego?
-Bo jak spałem to wszyscy odeszliście ode mnie. 
-Byliśmy tuż obok Leosiu. 
-Nieprawda- odpowiedział z poważną miną. 
Wtedy mama zrozumiała, że Leosiowi śniło się coś złego.
Przytuliła potworka naprawdę mocno, pogłaskała po bujnej czuprynce i powiedziała
-To był tylko zły sen. Przydarza się każdemu. Ważne żeby szybko o nim zapomnieć. Jeśli chcesz mogę ci w tym pomóc. 
Leoś ucieszył się bardzo, złapał mamę za rękę i wyszli do lasu. 
-Leosiu opowiedz mi wszystko co było w tym śnie, ja to zapisze i razem postaramy się zapomnieć. 
Potworek opowiedział więc mamie jak bardzo czuł się samotny jak inne potworki go opuściły. Nie miał nikogo z kim mógłby się bawić czy rozmawiać. 
Mama skrupulatnie zapisywała sen syna, następnie rozpaliła ogień , wrzuciła kartkę w płomienie i uśmiechnęła się do potworka. 
-Teraz twój sen zniknie, a ty poczujesz się lepiej.
Leoś czuł jak z minuty na minutę jego sen staje się odległym wspomnieniem, a na twarzy znów pojawia się radość.


środa, 19 maja 2021

W oczekiwaniu na powrót

     Basia dreptała wokół pokoju. Stawiała ostrożnie swoje małe stopy na wiklinowym dywanie. Patrzyła z niecierpliwością na wskazówki zegara. 
-On stoi w miejscu- westchnęła cichutko. 
Kręciła się tak w kółko jeszcze przez kilka minut, po czym opadła bez sił na swoje łóżeczko. 
Patrzyła teraz jeszcze bardziej gniewnie na zegar. Był on jednak dla niej niezbyt przychylny. 
    Mama Basi przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, uśmiechała się lekko, a zarazem niepokoiło ją zachowanie córki. 
Potworek wstała jednak ze swojego legowiska i pobiegła w stronę składziku. 
Składzik był wielkim, ciemnym pokojem, w którym wszystkie zamieszkujące drzewo potworki gromadzą swoje narzędzia. Znajdują się tam również niechciane już zabawki, nieużywane sanki i wiele innych skarbów. Basia oglądała część z nich, wspominając zimowe zabawy na śniegu. Przypomniało jej się jak razem z babcią lepiły bałwana, a potem wraz z braćmi rzucała się śnieżkami.
Zrobiło jej się smutno przez ułamek sekundy, po czym przetarła oczy i wspięła się na najwyższą z półek. Stojąc na wysokim stopniu szafy, otworzyła górną część szuflady. Wyjęła z niej ostrożnie śrubokręt i powędrowała na dół. Zjechała po wąskiej szafce na dół niczym po ślizgawce. Uradowana pobiegła do pokoju. 
    Stanęła teraz przy ścianie i próbowała dosięgnąć znajdującego się tam zegara. Wspinała się na koniuszki swoich palców, a ręce wyciągała wysoko w stronę sufitu. Udało jej się dosięgnąć zdobyczy. Zdjęła zegar  ze ściany i zadowolona zaczęła odkręcać jego śrubki. 
Do pokoju weszła jednak mama, badawczo spojrzała na potworka nie wiedząc co się dzieje. 
-Wszystko dobrze mój mały Kłębuszku ? - zapytała.
-Czas się zatrzymał mamo, postanowiłam go naprawić- odpowiedziała Basia.
-Babcia powinna już tu być- dodała szybko. Jak ma wrócić, kiedy zegar nie działa.
Mama spojrzała z pobłażliwością na córkę. Wzięła jej rękę do siebie i mocno ścisnęła.
-Basiu, babcia przyjdzie nawet jeśli zegar nie działa. Musisz być cierpliwa- zaczęła. Poza tym zegar działa, tylko czas płynie nam wolniej, gdy na coś czekamy.
Potworek usiadła niezadowolona, z wielkim grymasem na twarzy. 
Mama uśmiechnęła się do niej jak najmocniej umiała. 
-Kłębuszku, musisz się czymś zająć wtedy czas płynie szybciej. Chodź, pomożesz mi zrobić ciasto dla babci. 
Basia choć wyraźnie niezadowolona, wstała i pomaszerowała do kuchni. Podawała ze spiżarki mąkę i ulubione śliwkowe powidła. Patrzyła jak mama miesza składniki, a następnie wylewa masę na blaszkę.
W końcu ciasto się upiekło, a w całym domu pachniało cudownie. Basia skubała okruszki placka niezadowolona, że nadal jej nie ma. Spojrzała ostatni raz na zegara, faktycznie wskazówki przesunęły się znacznie. 
Wyjrzała przez okno i pospiesznie wybiegła z domku. 
Babcia szła drużką niedaleko dębów, trzymała w ręku małe pudełko oraz szklaną butelkę. 
Basia biegła do niej teraz jeszcze szybciej i po chwili wtuliła się w jej ramiona. 

- Byłam cierpliwa babciu, naprawdę- odparła wreszcie. Dobrze, że już jesteś z nami.
Babcia otarła łzę kłębiącą się w jej oku, przytuliła wnuczkę jeszcze mocniej i ruszyła w stronę chatki w drzewie. Nie odezwała się, lecz jej twarz zdradzała ogromną radość.


sobota, 21 grudnia 2019

#potworki #święta #christmastime #rodzina #podarunki #prezenty #pomoc

W starym lesie nadszedł moment, na który czekało wiele jego mieszkańców. Najprzyjemniejszy czas w roku, kiedy w oknach błyszczą światełka, a honorowe miejsce pokoju zajmuje choinka. W każdym kąciku mieszkania czuć zapach przyprawy piernikowej, cynamonu i goździków. Ta przepiękna nuta unosi się w powietrzu i sprawia że mały domek staje się jeszcze bardziej przytulny. Bo święta to właśnie taki czas ciepełka i miłości. Potworki dobrze o tym wiedzą. Każdy z  nich w tym czasie stara się zrobić jakiś dobry uczynek.

Babcie najczęściej robią na drutach szale i czapeczki. Rozdają je sąsiadom, przyjaciołom, a także tym którym po prostu marzną uszka. Mamy pieką najlepsze ciasta, którymi częstują wszystkich wokół. Tata oferuje swoją pomoc w naprawach, zawieszaniu lampek, czy dekoracji. A dzieci potworki... cóż one miewają różne pomysły. Niektóre oddają swoje zabawki, rysują dla innych kolorowe laurki.

Józia krzątała się po kuchni. Była podekscytowana zbliżającymi się świętami. Lecz jeszcze bardziej niż radość odczuwała strach przed tym, że nie zdąży z wykonaniem swojego świątecznego, dobrego uczynku. Nie wiedziała komu powinna pomóc, w jaki sposób to zrobić. Pomysły kłębiły się w małej główce Józi. Postanowiła, że porozmawia o tym z ciocią Różą. Ciocia ta była jedną z najlepszych doradczyń w całym starym lesie. Zawsze wiedziała jak pomóc innym potworkom.
"Ciociu, nie wiem co mogę zrobić, aby spełnić swój świąteczny uczynek. Boję się, że nadejdą święta a ja nadal go nie wykonam. Podpowiedz mi co powinnam zrobić. Nie mam nic co mogłabym dać"- westchnęła Józia.
"Mylisz się moje dziecko. Chodź ze mną a się o tym przekonasz."

Nie minęło pięć minut, a potworki przeniosły się w zupełnie inne miejsce. Tym razem stały przed jednym z opuszczonych domów. Mieszkanie to nie było jednak puste, tak jak zdawało się wszystkim dotychczas. Zamieszkiwał je  bowiem jeden z najstarszych potworków lasu.
"Co widzisz Józiu?" zapytała ciocia Róża.
"Widzę... ach tak już wiem co widzę. Tam w środku ktoś jest. Ojejku ten ktoś jest tam zupełnie sam i on tak, on nie ma choinki. Czy on nie obchodzi świąt? Czemu nikt go nie odwiedził ?" dopytywała Józia.
"Widzisz Józiu niektórzy nie obchodzą świąt, gdy nie mają ich z kim obchodzić. Wtedy nie stroją choinki, anie nie pieką ciasteczek a czas świąteczny spędzają całkiem sami w pustych mieszkaniach" odpowiedziała jej ciocia.
" Ale tak bez pierniczków? " wzdychała Józia.

Ciocia Róża zabrała Józię w jeszcze jedno miejsce.
Tym razem stały obie przed budynkiem gdzie w oddali można było zobaczyć piękną choinkę z mieniącymi się światełkami, suto zastawiony stół , piękne ozdoby, a w  powietrzu unosił się zapach ciastek. W kącie siedziała jednak mała dziewczynka, skulona była pod stołem. Swoimi małymi rączkami zasłaniała buzię, a z oczu kapały jej łzy.
"Co się wydarzyło ciociu?"
"Widzisz dziewczynka ta ma dużo lalek, piękny pokój , ale brakuje jej kogoś  z kim mogłaby się pobawić"
Józia westchnęła tylko głęboko.
Róża wraz z Józią wróciły do domu, bo zbliżał się czas podjęcia decyzji dotyczącej świątecznego uczynku.
"Czy wiesz już co możesz podarować innym Józiu ?" zapytała Róża
" Czy chodzi o to by dać siebie ciociu ?"
"Właśnie tak. W świętach nie chodzi o to ile prezentów kupisz, ile jedzenia przygotujesz. Najważniejsze jest aby poświęcić czas dla drugiej osoby, dzielić się z nim tym co mamy najcenniejszego. "
Józia przemyślała słowa cioci , a  nazajutrz pojawiła się w domu dziewczynki, aby się z nią pobawić a pod domem starszego potworku zostawiła świąteczne pierniczki.

czwartek, 28 listopada 2019

#jesień #potworki #poryroku

Jak co dzień, także i dziś Mirek siedział przy oknie w pokoju. Swoje małe ręce ułożył na parapecie, pomiędzy nie wsunął głowę, a na plecy zarzucił sobie wełniany koc. Potworek patrzył przez szybę swojego okna. Krople deszczu spływały po zmarzniętej szybie, ciemne chmury królowały na niebie, a w powietrzu hulał wiatr. Potworek zasmucił się bardzo tym widokiem " Jeszcze tydzień temu było tak ładnie" pomyślał, westchnął głęboko i położył się do łóżka. Długo nie mógł jednak zasnąć zastanawiając się dlaczego dni nie są już tak ciepłe i przyjemne jak wcześniej. Smucił się tym, że  nie wyjdzie na dwór pograć w piłkę i pobawić się wśród drzew. Martwił się jeszcze przez dłuższą chwilę gdy nagle spłynął na niego sen, powieki potworka opadły na dół. Po kilku minutach słychać już było tylko ciche pochrapywanie, a w głowie Mirka pojawiły się marzenia senne. 

Był środek kwietnia. Na dworze świeciło słońce, na drzewach zieleniały liście, trawa wydawała się tak piękna, mocna i zdrowa. Kilkoro chłopców biegało teraz po niej goniąc motyle. Tak, to była wiosna, czas kiedy cały świat wybudził się do życia, a ciepłe powietrze zachęca do zabawy na dworze.  Potworek zobaczył małe niedźwiadki, które wychodzą za mamą z gawry i kaczki które uczyły się pływać. Zachwycał się tym widokiem, nasycał nim swoje oczka, chciał jak najdłużej zostać w tym  miejscu. Jednak po chwili zmienił się obraz w jego śnie.

Słońce górowało wysoko na niebie, starsze już teraz niedźwiadki biegały same po lesie, dzieci bawiły się w ciepłej wodzie.  Na drzewach pojawiły się soczyste, ogrzane promieniami słońca owoce Cała przyroda żyła teraz jeszcze szybciej niż wcześniej, a na twarzach potworków widniała radość . “Witaj lato!: krzyknął potworek. Lecz jego słowa poleciały daleko, a sam przeniósł się znów do innego miejsca. 


“Brr, zimno” pomyślał Faktycznie, na dworze padał deszcz, a temperatura była niska. “Tak, to znowu ta ponura jesień, nikt się nie bawi ani nie cieszy” powiedział potworek. Po chwili ujrzał jednak niedźwiadki, które wchodzą do swojej gawry. Powędrował więc za nimi. Ujrzał małe, średnie i te całkiem duże niedźwiedzie, które układały się do snu. Obok gawry stały drzewa, na niektórych liście były już całkowicie żółte, a na innych nie było ich już wcale. Mirek ze smutkiem patrzył na ten obraz nielubianej pory roku. Nieoczekiwanie jednak spotkał liski. Lisiątka bardzo nie chciały kłaść się spać, więc lisia mama tłumaczyła im dlaczego to konieczne. Pani lis opowiadała swoim dzieciom o tym, że gdy opadają już liście, na dworze robi się zimniej, to znak że czas już na odpoczynek. Wtedy dużo zwierząt zasypia w swoich domkach, aby mieć siłę na nadchodzącą wiosnę, a drzewa szykują się do ponownego owocowania. I tak dzięki temu, gdy nastaną ciepłe dni, wszyscy mają ochotę na zabawę. Słysząc to, Mirek zrozumiał dlaczego jesień jest ważna , zobaczył, że jest to czas odpoczynku dla przyrody.
 
Nastała więc ostatnia już zmiana obrazu. Potworek ujrzał zaspy śniegu, w norach, czy gawrach spały zwierzęta, a w domach potworki piły herbatę z miodem. Cały świat otulony był kołderką i oczekiwał nastania wiosny. 

Mały potworek również był przykryty kołderką i śnił teraz o kolejnych przygodach. Na jego ustach był uśmiech, a w pokoju słychać było nadal ciche pochrapywanie.

poniedziałek, 4 listopada 2019

W starym lesie nadszedł wreszcie ten dzień gdy małe, niedawno urodzone potworki opuszczały drzewo narodzin. Oznaczało to, że od dzisiaj stają się one bardziej samodzielne i będą mogły uczestniczyć we wszystkich codziennych i niecodziennych historiach z życia mieszkańców lasu. Aby jednak to się stało małe potworki muszą przejść specjalne testy, które sprawdzają gotowość do samodzielnego życia.
W drzewie narodzin od samego rana panowało wielkie poruszenie. Każdy z potworków, które dzisiaj miały opuścić to miejsce, przygotowywał się do testów, które miały nastąpić dzisiejszego popołudnia. Wśród oczekujących znajdowała się Mania i Kalina. Dziewczynki były od początku dobrymi koleżankami. Spędzały ze sobą bardzo dużo czasu. Mania była starsza od Kaliny o pięć minut. Obie urodziły się, jak każdy potworek w drzewie narodzin starego lasu i spędziły tam 5 lat. Poświęciły więc dużo czasu na wspólne rozmowy czy zabawy. Znały swoje mocne i słabe strony. Mania i Kalina tego dnia miały przekonać się jak silna jest ich przyjaźń i czy przetrwa najtrudniejsze doświadczenia. Do tego czasu brakowało jednak kilka godzin. 
Dziewczyny przygotowywały się starannie do wydarzeń, które miały mieć miejsce już za parę chwil. Potworki te małe i te całkiem duże pojawiły się na srebrzystej polanie. Małe dzieci ustawiły się w pierwszym rzędzie. Rządek ten przypominał trochę krzywy płotek od domu, bo małe potworki różniły się wzrostem. Różnice te wynikały z tego jak dobrze się odżywiali, a także z tego jak wiele wykonywały specjalnych ćwiczeń. Najwyżsi jedli dużo kory z brzozy i codziennie rano wykonywali serię podskoków i fikołków, które wzmacniały ich mięśnie. 
Mania i Kalina były jednymi z najwyższym maluchów. Obie starannie przygotowywały się do zawodów. Gdy nastał dzień weryfikacji umiejętności bardzo chciały wypaść jak najlepiej. 
Pierwszą z konkurencji było wspinanie się na drzewo. Każdy z maluchów musiał jak najszybciej pojawić się  na samym szczycie. Cel był bardzo wysoko, ale żaden z uczestników nie zamierzał się poddać. Minuty mijały a potworki przesuwały się coraz wyżej i wyżej. NIe każdy jednak radził sobie dobrze. Niektóre słabsze dzieci zostawały całkiem w tyle, były też takie które radziły sobie niczym ninja. Na czele stawki stanęli Mania , Kalina i Radek. W głowie dziewczynek zajaśniał plan, aby pozbyć się przeciwnika. Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. Mania mrugnęła lewym okiem i zabrała się do pracy. Potworki zaczęły wspinać się coraz szybciej, a drzewo stawało się coraz węższe, przybliżyły się więc do siebie znacznie. Zaczął się moment największej rywalizacji, dziewczyny przeszły do  wdrażania swojego okrutnego planu. Kalina wyjęła z torby sok z brzozy, jednak nie zamierzała go pić. To nie tak, że zgłodniała podczas zawodów. Napój ten miał posłużyć jej do całkiem innego celu. Wspięła się więc teraz wyżej niż pozostali, odkręciła zakrętkę z butelki i rozlała ciecz na drzewo. Sok rozpłynął się po gałęziach i zalał całą lewą stronę. W tym momencie Kalina i Mania przeskoczyły na prawo, aby uniknąć zagrożenia. A Radek, ach tak, Radek przykleił się na dłuższą chwilę co uniemożliwiło mu szybkiego dotarcia na górę. Konkurencję wygrała Kalina. A obie dziewczyny przybiły sobie piątki za to, że ich plan tak świetnie się powiódł.
W następnych konkurencjach plan potworków się powtarzał. Każdorazowo dziewczyny robiły wszystko by wygrać i tak też się działo. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że w ostatniej konkurencji rywalizację podjęły już tylko dwie osoby - Kalina i Mania. Dziewczyny dotychczas współpracujące ze sobą, teraz nastawione były na zwycięstwo. 
Ostatnią z konkurencji był bieg przez przeszkody, które znajdowały się od siebie w równych odstępach. Różniły się one poziomem trudności. Kalina i Mania ruszyły, gdy tylko najstarszy z rodu potworków uderzył w gong. Dziewczyny prześcigiwały się, na twarzach malowało im się zawzięcie i nieustępliwość. Potworki, które wcześniej razem stawały przeciwko innym, teraz stanęły przeciwko sobie. Mania, biegnąca za Kaliną, niewiele myśląc, rzuciła w przyjaciółkę szyszką. Kalina potknęła się i upadła na ziemię. To był odpowiedni moment aby przyspieszyć kroku i oddalić się nieco. 
Mania była już blisko mety, ale coś nie pozwoliło jej do niej dobiec. Ona również otrzymała strzał od koleżanki szyszką. Dziewczyny leżały więc obie na ziemi nie mogąc się ruszyć. Po chwili zbliżyły się do siebie. Popatrzyły na siebie z uśmiechem. “Przepraszam” wyszeptały równocześnie. Do mety dobiegły razem, a ten dzień przeszedł do historii jako pierwszy dzień ich przyjaźni.

piątek, 30 sierpnia 2019

Pewnego słonecznego dnia Amiś postanowił, że chce zamieszkać z dala od swojej potworkowej rodziny. Był bardzo zły na wszystkich jej członków, ponieważ uważał , że kompletnie go nie rozumieją. Amiś wierzył, że będąc sam stanie się w końcu szczęśliwy. Postanowił, że wyruszy na północ od potworkowego lasu. W tych okolicach znajduje się mała, opuszczona chatka, którą zamieszkiwały niegdyś niedźwiadki. Chatka ta wiele lat temu była bardzo piękna, teraz jednak nikt jej nie odwiedza. 
Amiś swoją przygodę zaczął od spakowania walizki. Nie wiedział czy jeszcze kiedyś zobaczy potworki, postanowił więc, że zabierze wszystko co ma. Do małej torby spakował swoje ubranka, ulubiony kapelusz, koc który miał go ogrzewać i kilka rodzinnych pamiątek. Jedną z pamiątek były odciski łapek, które zrobili wszyscy członkowie rodziny jeszcze gdy Amiś był małym szkrabem. Potworek do swojej torby wrzucił także trochę jedzenia między innymi korę. Popatrzył na swój pokój. Westchnął… Wiedział, że może przyjść moment, w którym za nim zatęskni. Amiś nie wycofał się jednak ze swojego planu. Schował swoją torbę pod łóżko i postanowił, że wyruszy gdy tylko wszyscy zasną. 
Mijały godziny, Amiś wpadł w wir codziennych zajęć. Pomagał rodzeństwu zbierać rośliny  i zioła, które pachniały wiosną. Ugotował wraz z babcią zupę pomidorową dla całej rodziny. Amiś wiedział, że to jego ostatnie takie przygotowania. Łzy napływały mu do oczu, jednak chciał trzymać się swojego planu. 
Wczesnym wieczorem wrócił do swojego pokoju , rozejrzał się raz jeszcze po nim, a gdy już usłyszał pierwsze chrapanie po cichutku wyjął torbę spod łóżka. Przeczesał swoje futerko energicznie i wymsknął się bezszelestnie z pokoju. Mijał kręte korytarze domku, przemierzał je bezdźwięcznie jak  mała myszka. Po paru minutach szybkiego marszu, udało mu się opuścić drzewo. Było już bardzo ciemno, nad głową Amisia błyszczały gwiazdy, a potworek z zachwytem się im przyglądał. Gwiazdy przypominały mu różne zwierzęta, które poznał. Potworek ruszył ochoczo w drogę. Mijały minuty, godziny. Amiś oddalał się od domu coraz bardziej. Wiedział, że teraz nie ma już odwrotu. Noc stawała się coraz ciemniejsza, wszelkie istoty mieszkające w starym lesie zapadły w głęboki sen. Amiś bał się okropnie ciemności. Dreptał teraz po cienkiej dróżce położonej pomiędzy gęstymi drzewami,
Amiś poczuł ukłucie w serduszku. Takie dziwne uczucie jakby coś było nie tak, ale  nie wiedział co to. Zignorował więce to uczucie i szedł dalej. 
Potworek położył się spać po kilku  godzinach marszu, był już zbyt zmęczony by iść dalej. Przycupnął pod drzewem i okrył się liśćmi niczym jeż. Po kilku minutach jego powieki były już na tyle ciężkie by opaść wprost na oczy. Jego ciało ułożyło się teraz najwygodniej jak tylko mogło, a w jego głowie zaczęły pojawiać się marzenia senne. 
Amiś w pierwszym śnie widział swoją rodzinę. Najpierw w jego główce pojawiła się mama. Ta sama, która co dzień robiła mu śniadania. Na śniadankach w rodzinie potworków codziennie były placki z cukinii i kora brzozowa polana miodem. Dieta ta jest bogata w witaminy i dodaje dużo siły. Mama w śnie Amisia krzątała się po kuchni pełnej malutkich szafeczek. W każdej szafeczce znajdowały się skarby. W jednej z nich leżały małe dzbanuszki. Każdy dzbanuszek to podróż wujka Stefana. Wujek przywoził różne przedmioty z odległych zakątków świata. Dzbanuszki były dekorowane małymi gwiazdeczkami. Niektóre miały namalowane całe konstelacje. Używane były tylko podczas szczególnych uroczystości jak Dzień Malinowych Duszków.. W kolejnej szafeczce znajdowały się kolorowe nici, którymi babcia Ela zaszywała wszelkie dziury. Małe potworki uwielbiały bawić się w rozrzucanie kłębków po całej kuchni, co denerwowało wszystkich dorosłych domowników. W kolejnych szafkach znajdowały się pudełeczka z guzikami, ozdobne talerzyki, pocztówki i listy. Mama Amisia spędzała bardzo dużo czasu w kuchni, bo uwielbiała gotować. Tak też było w tym śnie. Klusia biegała pomiędzy szafeczkami by przygotować obiad dla całej gromadki. Nagle pojawiła się babcia. “To już kolejny rok jak nie ma z nami Amisia, nie wiem co mogło się stać” powiedziała do mamy. Klusia rozpłakała się tylko cichutko. Łkały tak dłuższy moment a potem wróciły do swoich obowiązków. 
Amiś obudził się przestraszony. Chciał pozbyć się nieprzyjemnego uczucia jakie zostało po jego śnie. Położył się więc znowu i zasnął. W jego głowie pojawił się kolejny sen. Tym razem widział tatę. Gienio naprawiał krzesełko w przedpokoju. Nagle do drzwi zapukał listonosz. Przyniósł Gieniowi zaproszenie. “To zaproszenie na zawody. Można pościgać się w tych śmiesznych, małych samochodzikach. Pewnie pół lasu się pojawi. Najważniejsza kategoria to ta dla ojca i syna” opowiadał rozradowany listonosz. Gienio westchnął tylko po cichu. 
Amiś obudził się po raz kolejny, tym razem ponowne zaśnięcie zajęło mu więcej czasu. Kolejny sen był jeszcze gorszy. Amiś widział stół ,suto zastawiony. Pomyślał, że to jest pewnie jakieś ważne święto. Na stole stały małe filiżanki, po trzy talerzyki , widelczyk, salaterki, ozdobne łyżki  i wazy. Wszyscy domownicy zasiedli do stołu, rozmawiali, wspólnie biesiadowali. Na twarzach mieli wypisany uśmiech. Ciepło rodzinne buchało w każdym kąciku pokoju. Panowała idealna harmonia. Uwagę Amisia przykuło jednak jedno wolne miejsce. Pusty talerzyk, szklanka, niezajęte krzesło, które jakby czekało na kogoś. Na krześle leżał mały kocyk. Kocyk ten przypominał Amisiowi coś, jakąś sytuację, jednak potworek nie mógł sobie przypomnieć co to takiego było. Po chwili nastała cisza, a ktoś przy pustym miejscu postawił ramkę ze zdjęciem. Na zdjęciu znajdował się mały potworek. Amiś popatrzył raz jeszcze na kocyk. Przeczytał szybko napis który znajdował się na jego dole wyszyty złotymi nitkami. “Do tulenia dla Amisia od babci” . Wtedy potworek zrozumiał, że to on znajduje się na fotografii, jego jest kocyk, a puste miejsce symbolizuje jego odejście. 
Tym razem Amiś obudził się na dobre. Poczuł w serduszku znowu to samo ukłucie. Tym razem wiedział jednak co ono oznacza. Wstał z ziemii, poprawił kapelusz i ruszył powrotną drogą do domu. Potworek uświadomił sobie, że nie potrafi żyć sam, a tęsknota za rodziną jest bardzo duża. Podreptał więc do mieszkanka. Zastał  tam śpiących domowników. W kuchni zobaczył jednak coś niezwykłego z jednej szafeczki wystawała kolorowa serpentyna i ozdoby, Amiś pomyślał chwilę i przypomniał sobie, że jutro są jego urodziny. Otarł łzę na policzku i powędrował do łóżka.

niedziela, 4 sierpnia 2019

Potworki obchodzą swoje święta. Jedno z nich to święto malinowych duszków. Malinowe duszki pojawiają się raz do roku na niebie w starym lesie. Są one  widoczne jednak tylko z zielonego pagórka. Zielony pagórek to takie duże wzniesienie, które znajduje się na środku starego lasu. Podobno powstało dzięki zwierzętom, które nazywają się ryjkami. Ryjki zamieszkiwały las jeszcze przed pojawieniem się potworków. Żywiły się drobnymi roślinami, pędami, korzeniami i małymi zwierzątkami. Kopały w ziemi, a właściwie ryły w niej pyszczkami w poszukiwaniu jedzenia. Ryjki mają jednak słabą pamięć, więc przekopywały jedno miejsce kilka razy. I tak oto w lesie powstały wzniesienia, a największe z nich to zielony pagórek.
 Każdego trzeciego dnia, szóstego miesiąca w roku potworki spotykają się na pagórku i oglądają duszki. Duszki mają magiczne moce, a ich obecność zawsze przynosi coś niespodziewanego. Przynoszą prezenty prawie jak święty Mikołaj. Te prezenty mają jednak szczególną wartość. Nie są to zabawki, czy jedzenie, a umiejętności bądź cechy charakteru. Duszki patrzą więc na to, co potworki mają w serduszkach. 
Do święta malinowych duszków zostały tylko dwa dni. Każdy potworek próbował się do niego jak najlepiej przygotować. Potworek Krzysiu, bardzo chciał uzyskać jakiś dar od duszków. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby wyróżniać się na tle innych potworków. Krzysiu sprzątał swoje małe drzewko przez kilka godzin. Po upływie tego czasu każdy kąt lśnił czystością. Chciał również tak jak większość potworków upiec malinowe ciasto. Podróż po maliny była jednak niebezpieczna, gdyż rosły one hen wysoko nad przepaścią. Krzyś chciał jednak zaryzykować, bo od wielu lat widywał malinowe duszki, ale jeszcze nigdy nie otrzymał od nich prezentu. Poszedł więc po pomoc do Artusia. Artuś zgodził się uczestniczyć w wyprawie po maliny następnego dnia. Uradowany potworek wrócił do domu.
 Krzyś liczył, że duszki docenią jego starania, jednak gdy wrócił do swojego mieszkania zasmucił się ogromnie.  Cały jego wysiłek poszedł na marne. Zastał w domu okropny bałagan. Na ziemi było porozrzucane jedzenie, sterty tkanin leżały na krzesłach. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. „Kto to zrobił”- krzyknął Krzysiu. Wszyscy mieszkańcy drzewa byli zdziwieni jego zachowaniem. Nie wiedzieli dlaczego się tak złości. „Zniszczyliście moją pracę, jak mogliście. Przez was malinowe duszki nie dadzą mi nic. A tak się starałem..” powiedział  z bólem. „Krzysiu porządek w domu nie jest najważniejszy, duszkom nie zależy na tym. Ważniejsze co masz w sercu”- powiedziała mu ciocia Krysia. Krzysiu obraził się jednak na całą rodzinę. I wyszedł z domu. 
Było już późno, na dworze robiło się ciemno, a potworek błąkał się po lesie.  Gdzieniegdzie słyszał odgłosy zwierząt, ptaków. Echo niosło pohukiwanie sowy. Potworek bał się nieco, więc przyspieszył kroku. Nagle zza krzaków wybiegła wiewiórka, Krzysiu nie widząc w ciemności co to za zwierzę zaczął szybko biec. Biegł  wąską dróżką wysłaną kamieniami. Zdyszany zatrzymał się po kilku minutach przy drzewie. Jego oddech był ciężki, sapał i sapał. Krzysiu bał się już wtedy bardzo i chciał wrócić do domu. 
Ale co to… przecież to pole malinowe. Okazało się, że tuż przy stopach Krzysia była przepaść, a nad nią  rosły krzewy malinowe. Potworek wiedział, że musi je zerwać. Rozłożył więc gałązkę nad przepaścią, potem kolejną i kolejną. Zbudował solidny most, po którym mógł przesunąć się bliżej krzewów. „Skąd wezmę linę?” myślał. Krzysiu spojrzał do plecaka. Na jego dnie znajdowała się lina pozostawiona przez Artusia. „Obwiążę się nią, a potem zejdę na dół” Jak pomyślał, tak też zrobił.
 Krzysiu czuł jak jego ręce i nóżki się trzęsą. Schylił się delikatnie w stronę malin. Wyciągnął ręce jeszcze troszkę. Jego zdobycz była już blisko. Zerwał maliny szybkim ruchem. Jednak jego nóżki zachwiały się i prawie by spadł gdyby nie pojawił się nagle Artuś. Złapał on Krzysia za rękę i przyciągnął do siebie. „Krzysiu dlaczego sam zbierasz maliny i to w dodatku gdy jest tak ciemno?” zapytał. Krzysiu spojrzał gniewnym wzrokiem na Artusia „Bo ja sobie sam ze wszystkim potrafię poradzić. Wcale nie musiałeś mi pomagać” odpowiedział mu Krzyś i szybkim krokiem się oddalił. Po kilkunastu minutach marszu Krzyś dotarł do domu, odłożył maliny na stole, a sam położył się spać.  Tej nocy śniły mu się malinowe duszki. Wyobrażał sobie jak pojawiają się na niebie, chwalą go przed wszystkimi i dają prezenty. Widział też jak wręcza im malinowe ciasto, które upiecze następnego dnia. Śnił o podziwie przyjaciół, o tym jak wszyscy będą mu zazdrościć. Krzysiu spał bardzo długo i uśmiechał się lekko przez sen.
 Rankiem gdy zaświeciło już słońce wszystkie potworki krzątały się po mieszkanku. Piekły malinowe ciasta, sprzątały dom. Dziewczyny przymierzały najładniejsze stroje. Każdy wiedział, że tej nocy wydarzy się coś wyjątkowego. Wszyscy oprócz Krzysia byli już na nogach. Potworek obudził się dopiero po południu, postanowił że od razu upiecze ciasto. Jednak gdy zszedł do kuchni zdziwił się okropnie. Jego maliny wyglądały na zepsute. Były bardzo pomarszczone i miały białe plamki. „Co teraz robić?” pomyślał Krzysiu. Potworek nie mógł odpuścić , przecież duszki pojawiają się tylko raz do roku. Postanowił, że weźmie trochę malin od innych potworków „Przecież nikt tego nie zauważy” powiedział do siebie.   Krzysiu upiekł pyszne ciasto malinowe. Z radością schował je do szafki i poszedł do swojego pokoju. W tym momencie do kuchni weszła Zosia i zobaczyła, że w jej koszyczku brakuje malin. Wiedziała, że przez to jej ciasto będzie niepełne. Nie wiedziała kto mógł ukraść owoce. Zasmuciła się nieco, jedna nic nie mogło jej zepsuć tego święta.
 Powoli dzień zbliżał się do końca. Na niebie pojawił się Księżyc i gwiazdy. Potworki zapaliły małe lampki i powędrowały na pagórek. Każdy wyglądał odświętnie i nad wyraz czysto. Potworki przeczesały wcześniej swoje futerka. Małe potworki stały z przodu zaciekawione. One po raz pierwszy miały ujrzeć malinowe duszki. Starsi trzymali się raczej z dala. Krzysiu stanął tuż za maluszkami. Trzymał w rękach z dumą swoje malinowe ciasto. Wierzył, że tym razem malinowe duszki będą dla niego hojne. Na niebie błysnęła pierwsza kropka, a za nią kolejne. Pojawił się złoty wóz z pięknymi brylantowymi kołami. Pary duszków wysiadały z niego i tańczyły wokół siebie. Duszki zatrzymały się przy zgromadzonych i serdecznie ich przywitały. Nastąpiła uroczyste odśpiewywanie potworkowych pieśni. Potworki rozmawiały z duszkami o przyszłości, prosiły je o rady. Duszki wiedziały wszystko co wydarzy się niedługo. Po kilku godzinach jeden z nich powiedział „Teraz możecie dać nam swoje ciasta, wybierzemy które z nich jest najlepsze”. Duszki przez kilka minut próbowały każdego z wypieków, gdy nagle jeden z nich powiedział „Choć kradzione podobno nie tuczy, to jednak twe serce zajmuje, ciasto z kradzionych malin bardzo mi nie smakuje.” Spojrzał srogo na Krzysia. Potworek czuł jak na jego policzkach pojawiły się duże rumieńce. Wszystkie potworki patrzyły teraz na Krzysia. „Ukradłeś te maliny Krzysiu?” Potworek czuł się bardzo źle. Przeprosił wszystkich i opowiedział im dlaczego to zrobił.”Krzysiu, gdy czegoś bardzo żałujemy to nie znaczy, że nasza wina się zmniejsza. Jednak warto liczyć na to, że inni nam wybaczą” Potworki jeszcze przez jakiś czas rozmawiały z duszkami. Krzysiu trzymał się z boku. Było mu przykro, że tak postąpił. Nadszedł w końcu moment pożegnania z Duszkami. Dały kilku potworkom prezenty. Renia otrzymała umiejętność smacznego gotowania, a Jasiek celnego strzelania do celu. Krzysiu zaś otrzymał nad wyraz potrzebną cechę. Duszki obdarzyły go sprawiedliwością i umiejętnością dobrego podejmowania decyzji. Szast prast, zabłysnęła kropka, później kolejna. Nadjechał wóz i Duszków już nie było.

Sen

       Pewnego słonecznego poranka, w Starym Lesie odbywały przygotowania do imprezy urodzinowej Moni. Wszystkie potworki pracowały więc bar...